Dalej tkwię w tym wszystkim

Cześć, nie wiem czy ktoś tu zajrzy, czy ktoś przeczyta to co napiszę.
Ale napiszę, chociażby po to by to z siebie wyrzucić.

Długa przerwa. Wiem. Wróciłam nie wiem na jak długo, chyba już tak mam, że po prostu znikam i wracam tutaj jak jest mi źle, jak muszę się wygadać, a raczej wypisać. Tak po prostu wyrzucić to z siebie.

Jest sierpień, minęło prawie 10 miesięcy odkąd był tu ostatni wpis. wiele się wydarzyło, chociaż nie takie wcale nic przełomowego.

Przede wszystkim, może ten wpis będzie chaotyczny ale będę pisać w takiej kolejności jak mi będzie przychodzić na myśl. Jeśli ten wpis będzie jakiś taki pomieszany to z góry przepraszam.

W maju spędziłam cudowny czas z moimi przyjaciółkami. Tygodniowy urlop spędzony w ciepłym miejscu, tylko w kobiecym gronie. To był cudowny czas, czas kiedy totalnie się zresetowałam. To był czas moich pierwszych razy. Pierwszy raz wakacje all inclusive, pierwszy raz lot samolotem, pierwszy raz poza Europą. Było cudownie, aż nie chciało się wracać.

Niestety musiałam wrócić, wrócić do szarej rzeczywistości.

Mój mąż dalej spożywa zbyt wiele alkoholu. A ja nadal tkwię w tym związku. Po co? Sama zadaję sobie to pytanie kilka razy dziennie. Jedno co chyba mi przychodzi do głowy to fakt, że jestem zbyt słaba by to zakończyć.
Jednak próbuję jakoś nabrać tej siły. Zaczęłam terapię, aczkolwiek zastanawiam się czy ta terapia jest mi potrzebna w takiej formie jak ma miejsce. Pani jest sympatyczna jednak chyba bardziej jest psychologiem niż terapeutą. I właściwie chodzę tam i mówię na głos to co w mojej głowie siedzi już od dawna. Nawet Pani stwierdziła, że ja taka konkretna jestem.

Coś pewnie te kilka spotkań mi dało. Przede wszystkim chyba potwierdzenie, że to wszystko co wydawało mi się, że powinnam zrobić nawet już dawno.

A skąd kwestia terapii u mnie? To kiełkowało u mnie już od dość długiego czasu. Jednak nie po drodze było mi się pójść zapisać, bałam się chyba tego podświadomie tego co mogę usłyszeć.

W końcu stwierdziłam, że muszę. Było to poprzedzone propozycją złożoną szanownemu mężowi byśmy poszli na wspólną terapię małżeńską. Licząc, że to tam usłyszy od kogoś, że ma problem z alkoholem. oczywiście jak się możecie domyślić to się nie zgodził, twierdząc że on nie potrzebuje, że on tych wszystkich psychologów może nauczyć czegoś a nie żeby to oni go uczyli.

Jakiś czas temu też znajoma zaczęła mi opowiadać o narcyzmie. Sama trafiła na osobę o skłonnościach narcystycznych. Zaczęłam o tym czytać, słuchać na YouTubie filmów.

To co tam wyczytałam i usłyszałam otworzyło mi oczy, że ja przecież żyję z narcyzem. Chyba właściwie wszystkie cechy ma mój maż. Godziny spędzone nad tym tematem dały mi do myślenia. Jeszcze bardziej zaczęłam przyglądać się wszelkim zachowaniom, wszelkim tekstom jakie jest mi dane od męża usłyszeć.

Wiem już na 99%, że żyję z narcyzem. I wiem, że jedynym sposobem by coś zmienić to po prostu muszę to zakończyć. Co niestety nie będzie łatwe.

Dodatkowo bardzo przypadkiem, w sumie przez tę sama osobę, która mi powiedziała o narcyzmie, zaczęłam słuchać na yt psycholog, która stawia tarota dla każdego znaku zodiaku. Powiem Wam, że to jest jakieś niesamowite jak karty mogą wszystko przewidzieć. Słucham już może ponad miesiąc tych horoskopów i jestem czasem przerażona tym, że karty tyle wiedzą. Zdarzyło mi się nawet po prostu popłakać słysząc to co mówi tarot.

I tak mi minęło te 10 miesięcy, w sumie nie wiem czy nadal nie jestem w tym samym miejscu, w którym byłam.

Chociaż tak głębiej się zastanawiając nad tą kwestią to chyba jestem ciut bardziej świadoma tego co powinnam zrobić ze swoim życiem.

Trzymajcie za mnie kciuki żebym znalazła siłę w sobie by zrobić to co powinnam.

I taka malutka prośba ode mnie, jeśli tu jesteś i przeczytałeś/łaś do końca daj jakiś znak w komentarzu, to dla mnie będzie jakaś taka malutka motywacja do tego by wrócić tu na dobre i dalej pisać, wyrzucać z siebie to co mi siedzi na duszy.

Trzymajcie się ciepło i do następnego razu.

Pełna obaw.




Komentarze

  1. no , byłam, przeczytałam i ....i właśnie to i mnie przeraziło.....nie pije ale czy aby to nie narcyz?.....dałaś mi do myślenia....trzymam kciuki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, niestety u mnie to z pewnością narcyz, naprawdę wiele czytam i słucham na ten temat i to wszystko mnie przeraża. Do tego jeszcze alkohol, mieszanka wybuchowa. Dziękuję, że tu jesteś.

      Usuń
  2. byłam, przeczytałam. Wracaj tu i pisz, to jest naprawdę dobre miejsce, żeby wyrzucić z siebie to co uwiera, swoje strachy. Wiem co mówię, na bloxie byłam od 2004. Ileż tam było oswajania strachów! Teraz urządzam się tu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, pomimo tego że niewiele osób tu zajrzało ale dla mnie to chyba będzie forma jakiejś mini terapii, wyrzucić z siebie ale też i możliwość powrotu i przypomnienia sobie, że już tyle czasu w tym tkwię i musze coś zrobić.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Instagramowe początki

Powrót do rzeczywistości